Kukbuk
Kukbuk
francuskie makaroniki

5 miejsc dla francuskich piesków w Warszawie

Oto sprawdzone warszawskie adresy, pod którymi kuchnia francuska smakuje autentycznie.

Tekst: Monika Stogowska

Zdjęcie główne: Heather Barnes / unspalsh.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 11 minut!

Znacie to uczucie, kiedy po powrocie z zagranicznych wojaży ogarnia was tęsknota za przysmakami? Nam szczególnie doskwierają wspomnienia z Francji, choć walizki zawsze po brzegi wypełniamy serami, winami i crème fraîche. Ale smaki z maleńkich bistro, tak ciasnych, że półmiski fruwają tuż nad głowami gości, i ulicznych budek pachnących crêpes z czekoladą czasem nijak nie dają się odtworzyć we własnym garnku. Wtedy pocieszenia szukamy w restauracjach, które w mniej lub bardziej udany sposób serwują nam klimat parisien, najczęściej za pomocą kraciastych obrusów, koszyka z chlebem i Edith Piaf z chrypiącego radia. Wybraliśmy dla was pięć takich, które robią to najlepiej.

Bistro La Cocotte

Francuskie podwórka studnie często są tak wąskie, że garnek z parującą zupą cebulową można by podać przez kuchenne okno sąsiadowi mieszkającemu naprzeciwko. Za to na podwórku kamienicy, w której mieści się La Cocotte ‒ jednym z piękniejszych w Warszawie ‒ można swobodnie rozprostować nogi przy papierosie i kieliszku wina w oczekiwaniu na zamówione dania. A jest na co czekać, bo La Cocotte serwuje bez pudła szczerą, autentyczną francuską kuchnię, niemającą wiele wspólnego z haute cuisine, za to obłędnie smaczną. Tu wypada wycierać talerz kawałkiem bagietki, wznosić okrzyki nad wołowiną po burgundzku albo confit z kaczki i wyrywać sobie łyżeczkę do crème brȗlée. Wszystkiemu z pobłażliwym zrozumieniem przyglądać się będą kucharze, którzy tuż obok naszego stolika smażą mięsa, doprawiają sosy i mieszają w garnku z mulami. W końcu, jak przystało na prawdziwe bistro, miejsca tu niewiele!

Krem

Kraina mlekiem i miodem płynąca? To już przeżytek. Krem płynie serem – i za to bez pamięci zakochała się w nim cała Warszawa. Zamknijcie oczy i pomyślcie o najdzikszej fantazji kulinarnej: talerz po brzegi wypełniony pieczonymi ziemniakami i roztopionym serem, zarumieniona od masła croque madame, a może po prostu kawał dorodnej dojrzewającej szynki? Krem spełni wszystkie te marzenia. Oraz kilka innych, z których nie zdajecie sobie może jeszcze sprawy, na przykład zaserwuje croque monsieur z niebieskim serem i orzechami. Kiedy będziecie cmokać nad tymi specjałami i robić rachunek sumienia, czy zmieścicie jeszcze smażone na maśle jabłka z mascarpone, z marmurowego blatu przyglądać wam się będą nie szefowie kuchni, lecz majestatyczne kawały comté i cantala rodem z francuskiej fromagerie – najlepszy dowód na to, kto naprawdę rządzi w Kremie.

Café de la Poste

Plac Konfederacji, któremu nie sposób odmówić uroku, jest chyba ostatnim miejscem w Warszawie, które można by porównać z Paryżem. Ale łatwo o tym zapomnieć, jeśli trafi się do Café de la Poste. To kolejny lokal prowadzony przez Francuzów, czyli gwarancja, że podany nam croissant będzie pachniał masłem, cebula w zupie będzie odpowiednio skarmelizowana, a na desce serów nie znajdziemy oscypka. Chrupiącym quiche’om i bagietkom towarzyszy zielona sałata, dająca złudzenie, że jemy zupełnie zdrowo. Zresztą, jak wiadomo, Francuzi nie tyją, więc można posiłek popić białym winem albo rosé, a na deser zamówić jeszcze eklerki albo fondant au chocolat. Nikt was za to nie zgani, w końcu liczy się joie de vivre!

Saint Jacques

Kuchni francuskiej nie trzeba szukać tylko na urokliwych podwórkach i małych uliczkach. Będąc w centrum miasta, wystarczy odwrócić się na pięcie od Pałacu Kultury i Nauki i pomaszerować do Saint Jacques, bistro przy Świętokrzyskiej. Już sama nazwa wiele obiecuje. I rzeczywiście ‒ w menu znajdziemy niezawodne małże św. Jakuba, oswojone za pomocą purée z kalafiora i jabłek. A uciech jest tu więcej, bo Saint Jacques twardo idzie we francuskie klasyki, choć bawi się dodatkami. Pierś kaczki marynuje się tu w zielonej herbacie, quiche piecze na poczciwym żytnim spodzie, krewetki nurza w egzotycznym sosie z marakui, a stek z tuńczyka kładzie na confit z… kukurydzy. Nie wszystkie dania jednak są takie filigranowe ‒ możemy tu z lubością zanurzyć się w garnku z fondue albo wsunąć gryczanego crêpe, na przykład z serem i orzechami. Desery to już żelazny zestaw ‒ crème brȗléetarte au citron crêpes Suzette. Może to banał, ale za to jaki smaczny!

Bistro de Paris

Jeśli kręcicie nosem na rustykalne obrusy i trywialnie roztapiające się sery, być może pora posmakować prawdziwej haute cuisine. Bistro de Paris to nie miejsce, dokąd można wpaść z ulicy pod wpływem kaprysu ‒ przed zaplanowaną kolacją mierzymy raczej przed lustrem sukienki i garnitury. To jedzenie-wydarzenie, które może nie napełni żołądka po brzegi, ale za to będzie wspominane o wiele dłużej niż do następnej wizyty w restauracji. Michel Moran przyciąga gości nazwiskiem, ale Bistro de Paris nie ma wiele wspólnego z przelotnie modną restauracją. Trudno o wykwintniejsze menu ‒ foie gras wędzone sianem lub w karmelu z białego wina, żabnica i turbot, gołąb albo comber jagnięcy… Jeśli kręci wam się w głowie od tych wyszukanych pyszności, dobijmy do bezpiecznej przystani deserów. Tu znajdziemy pewniki, takie jak crème brȗlée czy mus owocowy, ale też moelleux czy dacquoise z musem migdałowym, które podobno niektórym śni się po nocach.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk