Kukbuk
Kukbuk
Ikony dizajnu z lat 50., 60, 70. fot. Maciek Niemojewski)

Poszukiwacze skarbów

Zabierają ze śmietnika to, co inni wyrzucili. Wyłapują perełki polskiego dizajnu, ratują od zniszczenia i często przekazują dalej. Nigdy nie przejdą obojętnie obok altanki śmietnikowej – poznajcie śmietnikowych łowców.

Tekst: Iza Kieszek-Wasilewska

Zdjęcie głowne: Maciek Niemojewski

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 16 minut!

Znajdują świetne rzeczy i pokazują, jak je wykorzystać. Ich działania wpisują się w modę na zero waste i vintage, a doświadczenie pokazuje, że na śmietniku można znaleźć wszystko. W śmietnikowych zdobyczach niepodzielnie królują „chierki”, „skoczki” i „liski” (jak pieszczotliwie nazywają je poszukiwacze), poza meblami pożądane są wszelkiego rodzaju zastawy oraz szkło. Tu prym wiodą Chodzież, Ćmielów, Włocławek oraz Mirostowice i Pruszków. Ale na śmietnik trafiają też przedwojenne dokumenty, zdjęcia, rodzinne pamiątki, a nawet plany architektoniczne warszawskiej kamienicy z czasów carskich.

Zgodnie podkreślają, że „na łowy” najlepiej iść na stare osiedla, na których mieszkania obfitują w prawdziwe skarby, często niedoceniane przez nowych lokatorów. Dzielnice wybudowane w latach 40., 50., 60. XX wieku to najlepszy teren do poszukiwań. Warto zaglądać na warszawski Muranów, krakowską Nową Hutę. W takich miejscach mieszkania często zmieniają właścicieli i stare wyposażenie zwykle ląduje na śmietniku. Można spróbować umówić się z właścicielem (albo ekipą remontową), wiele osób pozwala zabrać z mieszkania rzeczy, zanim wylądują one w kontenerze. – Można odkryć prawdziwe perły, przedmioty cenne zarówno ze względu na wartość materialną, jak na przykład prototypy krzeseł, unikatowe szklane czy ceramiczne formy, jak i kulturową. Ostatnio w wystawionych pod kontenerem pudłach znalazłam rocznik tygodnika ilustrowanego dla dzieci i młodzieży „Płomyk” z 1935 roku! – opowiada Ula. W sieciówkach kupują rzadko i są zgodni, że nie budzą ich wielkiej sympatii. – Tak jak w starych kamienicach mieszka genius loci, tak stare przedmioty też mają swoje małe „duszki” – i takie najbardziej dziś cenię – mówi Jarek. Ich rada? Noście ze sobą rękawiczki robocze – zawsze w torbie, pod ręką. Przydają się w najmniej spodziewanym momencie.

Śmietnikowi poszukiwacze z Parametrów.

Ula i Bartek

Ula i Bartek to para, która swoje śmietnikowe zdobycze pokazuje na instagramowym profilu „_parametry”. Poszukiwania zaczęli kilka lat temu od grupy „Uwaga, śmieciarka jedzie”. Ula trafiła na jej warszawską odnogę i postanowiła sprawdzić, co mają do zaoferowania częstochowskie śmietniki. Okazało się, że sporo. Została administratorką śmieciarkowej grupy w Częstochowie. Ze śmietników zazwyczaj zabierają to, co się trafi. Mają jednak rzeczy, które interesują ich szczególnie. – W kręgu naszych zainteresowań jest ceramika: wazony, talerze ścienne, elementy zastawy stołowej, serwisy kawowe, wyroby z Mirostowic, Włocławka, Łysej Góry, Ćmielowa itd. Mam też to szczęście, że często trafiam na śmietnikach na rośliny doniczkowe, którym z zasady nie odmawiam, dzięki czemu nasz dom przeistacza się powoli w miejską dżunglę – opowiada Ula.

Najbliższe ich sercu znalezisko to krzesło typu 200-190, zaprojektowane przez prof. Rajmunda Teofila Hałasa. – Ciągle można kupić to krzesło na rynku za śmieszne pieniądze i pod tym względem nie jest ono unikatowe. Dla nas ma jednak dużą wartość, bo znaleźliśmy je na początku naszej zbierackiej przygody, niosłam je w środku zimy przez pół miasta bez rękawiczek, w ekscytacji i szczęściu, w ogóle nie czując, jak odmrażam dłonie – wspomina Ula. – Później odnowiliśmy je z Bartkiem wspólnymi siłami, zeszlifowaliśmy stary lakier, położyliśmy nowy, obiliśmy na nowo siedzisko i oparcie. Nie wyszło idealnie. Ale robiliśmy to wspólnie, z wielkim zaangażowaniem i pasją. To nasze ukochane znalezisko.

Ula podkreśla, że na śmietniku można znaleźć prawdziwe perełki polskiego dizajnu. – Przedmioty unikatowe: serwis kawowy „Dorota” projektu Lubomira Tomaszewskiego znaleziony w domku na działce, podczas gdy wartość takiego zestawu przekracza tysiąc złotych, krzesło „Muszelka” projektu Hanny Lachert, o podobnej wartości, zydle zaprojektowane przez duet Szlekys i Wincze – wymienia. – Należy też pamiętać o tym, że śmietniki skrywają przedmioty bezcenne, jak korespondencja z czasów drugiej wojny światowej, fotografie, nigdy niewywołane klisze ze zdjęciami osób i miejsc, których już nie ma. To również perły, tylko w innym rozumieniu.

Ikony dizajnu z lat 50. Parametry
Gispowe figurki Maryi znalezione na śmietniku.

Znalezione rzeczy najczęściej wykorzystują zgodnie z ich przeznaczeniem. Obraz z miłosną dedykacją na odwrocie wisi nad łóżkiem w sypialni. Ze śmietnikowych kubków i talerzy na co dzień spożywają posiłki. W ogromnej fajansowej misie z Koła, dekorowanej motywami roślinnymi, trzymają w kuchni owoce i warzywa. Praktycznie w każdym pomieszczeniu w domu wykorzystują rzeczy ze śmietnika. W łazience mirostowicka popielniczka służy im jako mydelniczka. W kuchni są to wspomniane wcześniej kubki, talerze, puszka z napisem „grysik”, w której trzymają karmę dla kota. W przedpokoju stoi krzesło gięte A-5910, które pod dwiema warstwami farby olejnej skrywało napis świadczący o tym, że służyło w częstochowskiej szkole podstawowej. – Te rzeczy są wszędzie. Znalazły swoje miejsce i zastosowanie w całym naszym domu – mówi Ula.

Jarek

Jak twierdzi, korzystał z grupy „Uwaga, śmieciarka jedzie”, zanim stało się to modne. – Gdy widzę coś cennego, o czym wiem, że ktoś z moich znajomych to kolekcjonuje, staram się brać. Nie biorę zbędnych rzeczy. Wtedy robię zdjęcie i wrzucam na śmieciarkową grupę. Ale zawsze to jest kwestia przypadku: gdzieś przechodziłem, dokądś jechałem, zauważyłem po drodze… – mówi. Jarek pracuje w okolicy, w której sporo mieszkań jest „likwidowanych”. Robotnicy wynoszą pod altanki śmietnikowe rzeczy, które nadają się do użycia – meble, przedmioty gospodarstwa domowego, książki, bibeloty. Na tych „wystawkach” jest mnóstwo wartościowych przedmiotów. – Zdobyłem w ten sposób trochę książek, trochę ładnego wzornictwa z czasów PRL-u – mówi Jarek.

Porcelana z Ćmielowa znaleziona na śmietniku

Zbiera głównie pamiątki z czasów PRL-u, ale jak sam twierdzi, jest dość wybredny i bierze tylko te, które cechuje ładne wzornictwo. – Ograniczeniem jest wiek przedmiotów. W latach 80. XX wieku produkowano już mało ładnych rzeczy. Interesują mnie też wszelkie pamiątki związane z Warszawą – opowiada. Jarek miał szczęście trafić na prawdziwe skarby. Najbliższe jego sercu znalezisko to plany architektoniczne warszawskiej kamienicy z czasów carskich – ręcznie kaligrafowane, z pieczęciami, pisane cyrylicą. Albo radio z lat 40., unikatowy jubileuszowy egzemplarz o numerze seryjnym 50 000. Albo bogate archiwum dokumentów pewnej znanej przed wojną warszawskiej rodziny. To pierwsze powędrowało do Archiwum Państwowego w Warszawie, drugie – do Narodowego Muzeum Techniki, trzecie – do spadkobiercy rodziny.

A inne znaleziska? – Porcelana z Ćmielowa – odpowiada Jarek. – Niedawno trafiła mi się cała zastawa z lat 50. w idealnym stanie. Albo meble, słynne fotele typu 366 projektu Józefa Chierowskiego, to modny i chodliwy towar. Również szafki RTV, model 600, piękne i dziś bardzo lubiane – dodaje. I choć wie, co ma wartość i co jest modne, zaznacza: – Staram się nie obrastać w przedmioty. Biorę rzeczy, jeśli wiem, że naprawdę ich użyję, albo użyje ich ktoś z moich znajomych, lub kiedy wiem, że są niezwykle cenne. Ale i tak część tych ostatnich oddaję, na przykład do muzeów, nie trzymam w domu po to, żeby mieć, ani tym bardziej żeby handlować. Nigdy nie sprzedałem żadnej znalezionej rzeczy.

Co zatem można znaleźć w jego domu? – Mam dwa „chierki” i stolik kawowy typu jamnik – wylicza Jarek. – Mam też „liska”, którego uratowałem z nieistniejących już Zakładów Usług Telewizyjnych i Radiotechnicznych na Woli. Darzę go dużym sentymentem, bo wróciłem się po niego do tej fabryki kilka godzin przed rozpoczęciem jej rozbiórki, w ostatniej chwili. Oprócz tego trochę drobiazgów typu szkło, elektrotechnika. Znajdzie się też kilka książek czy przedwojennych zdjęć.

lampka nocna typu "grzybek" i dbanek z Chodzierzy

Aneta

Jej zbieracza przygoda rozpoczęła się od grupy „Uwaga, śmieciarka jedzie”, która zainspirowała ją, by dokładniej spenetrować śmietniki Muranowa, na którym wówczas mieszkała. Odniosła tak duże sukcesy na tym polu, że po pewnym czasie, by mieć miejsce na swoje znaleziska, przeniosła się do domu pod Warszawą. Jej przygody i zdobycze śmietnikowe można podejrzeć na profilu na Instagramie „Co_ dziś_w_śmietniku”.

Porcelana z czasów PRL-u, znaleziona na śmietniku

Wśród rzeczy, które zabiera, znajdują się meble (krzesła, stoły, stoliki, fotele), a także ceramika i szkło. Śmieje się, że jej dom urządzony jest w stylu eklektyczno-chaotycznym. Wśród cenniejszych znalezisk ma między innymi szkło projektu Horbowego czy ceramika z Koła. Jednak największym sentymentem darzy zbiór wycinków prasowych ze zdjęciami Warszawy od lat 40. do 80. XX wieku. – Widać, że kogoś to interesowało, dla kogoś to było ważne. Na pewno zachowam tę kolekcję – opowiada Aneta. Jej najdziwniejsze znalezisko to zbiór kilku metalowych klapek z nosami, które przy kontenerze oddał jej zbieracz złomu. – Długo nie wiedziałam, co to właściwie jest i do czego służyło. Z czasem okazało się, że to klapki do judaszy w drzwiach – śmieje się. W swoich zbiorach ma też cały piec kaflowy, który ktoś oddawał po rozbiórce. Znalezione rzeczy odnawia, a czasem przerabia. Zawsze trzyma rękę na pulsie i regularnie zagląda na sprawdzone śmietniki, ale śmieje się, że „w Warszawie już się przegrzebało…”.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk