Kukbuk
Kukbuk
życie na Marsie, rośłinka

Małe kiełki człowieka, wielkie kiełki ludzkości

Choć brzmi to jak czerstwy żart z czasów zimnej wojny, tym razem naprawdę Chińczycy wyhodowali ziemniaki na Marsie. To pierwszy akapit w historii naszego zasiedlania kosmosu.

Tekst: Przemysław Bociąga

Zdjęcie główne: Wolfgang Hasselmann / Unsplash.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 9 minut!

Żyjemy w epoce wielkiego wymierania gatunków, jak mówią naukowcy. Rzadko kiedy jednak dostrzegamy, że żyjemy też w epoce wielkiej migracji, choć jej początki wyglądają skromnie. Mowa o stopniowym, ale wyraźnym zasiedlaniu ekosystemu kosmosu przez nieowłosioną małpę gatunku homo sapiens. 

Proces ten jest najsympatyczniejszym, najbardziej romantycznym dostępnym nam dzisiaj obliczem globalnego wyścigu zbrojeń, przebranego w szaty eksploracji. Czym zresztą jest eksploracja, jak nie wyścigiem zbrojeń?

księżyc, życie na książycu

fot. Chuttersnap / Unsplash.com

Takim właśnie, niemal uroczym i niewinnym w wydźwięku wydarzeniem było niedawne wyhodowanie rośliny na księżycu. Choć eksperymenty nad roślinami toczą się od dawna na międzynarodowej stacji kosmicznej, to pierwszy raz, kiedy coś wyrosło na powierzchni innego ciała niebieskiego. Chińczycy zabrali bezzałogowym lotem w kosmos w aluminiowym pojemniku ważącym 3 kg mały ekosystem ziemi – glebę, nasiona, wodę, rodniki grzybów, jajka muszek owocówek. I udało się: jako pierwsza wykiełkowała bawełna, widać było też pierwsze pędy ziemniaków.

Czy kosmiczna plantacja już wkrótce wyżywi nas i ubierze? Chyba jeszcze przyjdzie nam poczekać, pytanie tylko, jak długo. Kiełkujące rośliny nie zdążyły zakwitnąć – ich rozwój skończył się zaledwie dwa dni po tym, jak się pojawiły. Mimo to misja łazika (który, odnotujmy, nazywał się Jadeitowy Królik 2) została nazwana udaną – głośne było lądowanie na ciemnej stronie księżyca, owianej mitem od czasu, kiedy w ogóle zdaliśmy sobie sprawę z jej istnienia.

Zatem: po pierwsze, znowu ludzie zawędrowali gdzieś, gdzie ich wcześniej nie było. Po drugie, zrobili kolejny kroczek, choć mało spektakularny dla kogoś, kto ceni tylko natychmiastowe wyniki.

życie na księżycu, roślina

fot. Evan Kirby / Unsplash.com

O oceanie jak nie wiedzieliśmy nic, tak dalej nie wiemy – jego najgłębsze głębie są nam dziś prawdopodobnie bardziej obce niż krańce naszej galaktyki. Granicę biosfery ku dołowi wyznaczały kopalnie i odwierty, najniższe ślady organizmów ludzkich dało się odkryć w kopalniach. A co się działo na górze? Samoloty wyznaczały pułap, na jakim człowiek w ogóle może egzystować. I właśnie tam dokonał się skok.

W ciągu kilkudziesięciu lat drugiej połowy XX wieku zasięgiem naszego operowania przeszliśmy – dosłownie – od zwierząt do bogów. Z sympatią i politowaniem patrzymy dziś na pionierskie nagrania filmowe ukazujące pionierskie próby wzbicia się w powietrze. Raz jeszcze okazało się, że rację miał William Blake: „Dla orła największa to strata czasu, gdy poddaje się naukom wrony” (przeł. Jan Lemański). Zaczęło nam wychodzić dopiero wtedy, kiedy zaczęliśmy robić to po swojemu. 

I to jak wychodzić! Od pierwszego pasażerskiego odrzutowca do lądowania na księżycu minęło kilkanaście lat. Pięćdziesiąt lat później żadna ludzka załoga nie była nigdzie dalej. Czy jednak podbój kosmosu jest wstrzymany? Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

Poza granicą atmosfery na stałe mieszka dziś kilkanaście osób. Uprawiają rośliny, biorą prysznic, robią sobie integracyjne „wieczorki” przy pizzy czy tacosach. Śpią w śpiworach przyczepionych rzepami do „sufitu”, bez poczucia, że coś jest nie tak, bo w kosmosie nie da się być głową do dołu.

Nasze oczy i uszy mogą przekroczyć takie bariery, że nasze ciała za nimi nie nadążą.

Mars do niedawna był jedyną znaną ludzkości planetą zamieszkaną wyłącznie przez... roboty. To zabawne stwierdzenie przestało być aktualne w połowie lutego, kiedy NASA oficjalnie stwierdziła „zgon” Opportunity – łazika, który przez piętnaście lat „sprowadzał Marsa bliżej Ziemi”. Tak w nekrologu napisał mu portal Space.com. 

Robot, oczywiście, to nie człowiek, ale jego obecność na powierzchni czerwonej planety była niczym więcej, jak rozciągnięciem możliwości ludzkich zmysłów. Nasze oczy i uszy mogą przekroczyć takie bariery, że nasze ciała za nimi nie nadążą.

księżyc, lądowanie na książycu, kosmonauta

źródło: Unsplash.com

Bo tak naprawdę to, co łączy człowieka ze światem, to jego zmysły. A w rozszerzaniu możliwości zmysłowych jesteśmy naprawdę nieźli. Jeśli wzmacniaczem naszych oczu są okulary, od polerowanego szkiełka Nerona po elastyczne soczewki kontaktowe, jeśli jest nim też szkło powiększające czy mikroskop, to musi nim też być teleskop Hubble’a. 

Nie wiadomo, czy bardziej widzimy nim, czy słyszymy – ostatecznie to w pewnym sensie dwa zmysły do jednego medium – fal o różnej długości. NASA pokazała ostatnio na Instagramie zapis z teleskopu Hubble’a z obrazem przełożonym na dźwięk. Gdybyśmy orbitowali tam, gdzie teleskop, nie słyszelibyśmy nic, bo nie ma co przenosić dźwięku, ale on słyszy gwiazdy. Na ziemi jego zapisy tłumaczone są z powrotem na obraz nieba.

Nawiasem mówiąc: gorzej, że przy okazji słuchania i patrzenia w gwiazdy, wysyłamy tam też własne odgłosy. Próby skontaktowania się z cywilizacją pozaziemską poprzez dzielenie się z nimi dźwiękami wyglądają dość desperacko. Puszczamy im kolejne najmodniejsze kawałki, jak gdyby przekonani, że gdziekolwiek jest pozaziemska kultura, na pewno chce wiedzieć, czego słuchamy w tym sezonie ziemskiego czasu. 

Teraz zaś presja środowiska przełoży się także na próby uprawy roślin na odległych ciałach niebieskich. Na sąsiednie planety wkrótce zabierzemy także nasz smak.

Po pierwszych próbach z „ONZ-owskimi składankami” w kapsule Voyagera, gdzie Bach sąsiadował ze Strawińkim i bułgarskim folkiem, z Bajkonuru lecieli więc w kosmos Pink Floyd, a na pokładzie brytyjskiego Beagle’a 2 na Marsie lądował zespół Blur. Space Oddity Davida Bowie’ego jest tak popularna, że brzmi jak gwiazdkowa piosenka okolicznościowa, kiedy kosmonauta Chris Hadfield nagrywa do niej klip na stacji kosmicznej, a kukła kosmonauty słucha jej z radia samochodowego tesli zmierzającej na Marsa. Co zadziwiające, swoje przesłanie w kosmos wysyłają nawet Chińczycy, żałośnie przekonani najwyraźniej, że kosmici będą rozumieć chiński, a nie tylko angielski.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk