Kukbuk
Kukbuk
Dlaczego Jamie Oliver zbankrutował

Jamie Oliver – krótka historia upadku imperium

Złe recenzje, wysyp świetnych restauracji czy aplikacje z ofertą dań na wynos? Co stoi za bankructwem Jamiego Olivera?

Agnieszka Zieniuk – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat, jako redaktorka naczelna serwisu Hello Zdrowie, niestrudzenie tropiła zdrowe trendy, ekonowości, sprawdzone patenty na życie w rytmie slow. Prywatnie nieuleczalna psiara, od wielu lat jako wolontariuszka prowadzi dom tymczasowy dla bezdomnych psów we współpracy z Fundacją Mikropsy. Dyplomowana zoolożka i behawiorystka.

Tekst: Agnieszka Zieniuk

Zdjęcie główne: cookiespi / unsplash.com

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 10 minut!

„Finansowa porażka”, „Recepta na katastrofę”, „Krach biznesowy” – media sytuację Jamiego Olivera oceniają bez litości. Charyzmatyczny, znany na całym świecie kucharz, a dla wielu kulinarny guru rzeczywiście ma kłopoty. Jego restauracyjne imperium chyli się ku upadkowi. Czy to koniec legendy?

Znana sieć restauracji Jamiego, Italian, jest poważnie zagrożona – 23 lokale gastronomiczne działające pod tym szyldem, a także restauracje Fifteen i Barbecoa w Londynie oraz Jamie’s Diner na lotnisku Gatwick będą od teraz zarządzane przez firmę KPMG, która ma ratować nierentowną sieć lub, mówiąc mniej eufemistycznie, obsługiwać proces upadłościowy.

To bardzo poważna administracyjna zmiana, która stawia pod znakiem zapytania nie tylko przyszłość restauracyjnego imperium i renomę jej założyciela, ale także nawet 1300 miejsc pracy – tyle bowiem osób obecnie zatrudnionych w restauracjach może ją po prostu stracić. Co prawda 25 restauracji działających na zagranicznych rynkach, a także lokal Fifteen w Kornwalii nadal będzie funkcjonować na starych zasadach, czyli jako franczyza, ale nie wydaje się, by mogło to uratować sytuację. Sieć bowiem ma już dług szacowany na 71,5 miliona funtów. Nie jest wesoło…

dlaczego zbankrutował Jamie oliver?

fot. Land Rover MENA / flickr.com

Jamie Oliver – początek na medal

Kariera Jamiego Olivera jako restauratora na brytyjskim rynku rozpoczęła się w 2002 roku otwarciem restauracji Fifteen w Londynie. Jamie’s Italian wystartowało sześć lat później. Pierwsza restauracja została założona we współpracy z włoskim mentorem Jamiego, szefem kuchni Gennaro Contaldo. Biznes rozwinął się błyskawicznie – Jamie doczekał się 60 restauracji na całym świecie! 

W 2008 roku jego wizja restauracji sieciowej była rewolucyjna - ekologiczna, bazująca na produktach sezonowych, zgodna z zasadami fair trade. Jednocześnie niedroga i przyjazna dla każdego.

Jamie, zapalony krzewiciel idei zdrowego żywienia dzieci, hejtujący fast foody autor wielu książek i publikacji, a także aktywny działacz społeczny, angażujący się w akcje charytatywne, podbił nasze serca. Nic dziwnego! Był naprawdę autentyczny i zdawał się wierzyć we własne założenia. A założenia, także te dla sieci restauracji, były proste, choć w tamtym momencie – w 2008 roku – wręcz rewolucyjne. Ekologia, sezonowość, fair trade – marzenie!

Wszystkie składniki dań miały być pozyskiwane od lokalnych producentów – zarówno we Włoszech, jak i w całej Wielkiej Brytanii. Jaja, mleko czy ryby, a przede wszystkim mięso – pochodzące wyłącznie od zwierząt hodowanych w humanitarnych warunkach, w pełnym dobrostanie. Makaron wytwarzany na miejscu, od podstaw, świeży każdego dnia. Pracownicy przeszkoleni pod kątem pozyskiwania składników, mający świadomość i wiedzę na temat ich pochodzenia, tak by doskonale znali historię dania, mogli być z niej dumni i się nią dzielić. Innymi słowy – esencja świadomego konsumowania. Same restauracje miały być niedrogie, otwarte i przyjazne dla każdego. Rodzime, lokalne, dostępne. Takie, w których każdy gość będzie czuł się dobrze, prawie jak w domu. Do tego architektonicznie zaprojektowane tak, by wpisywały się w historię i specyfikę miejsca, w których wyrosły. Brzmi jak plan idealny? Tak. Lecz nie do końca. Co poszło nie tak?

O kryzys i regres biznesowy Oliver obwiniał brexit, a także wysokie koszty wynajmu lokali i wzrost płacy minimalnej.

fot. TaylorHerring / flickr.com

Jamiego Olivera kłopoty z ekonomią

Kłopoty zaczęły się w 2017 roku. Już wówczas szef kuchni przeznaczył 3 miliony funtów z własnych pieniędzy na ratowanie zagrożonego biznesu, choć niektóre źródła podają, że nawet trzykrotnie więcej. W 2017 roku Oliver zamknął ostatnią ze swoich restauracji Union Jacks, zamknął także magazyn „Jamie”, który był wydawany od niemal 10 lat.

O kryzys i regres biznesowy Oliver obwiniał brexit, a także wysokie koszty wynajmu lokali i wzrost płacy minimalnej. Eksperci twierdzą jednak, że na spadek popularności restauracji Jamiego spory wpływ miał wzrost liczby aplikacji z ofertą dań na wynos i wysyp nowych restauracji na głównych ulicach Wielkiej Brytanii – czyli generalnie przesyt ofertą kulinarną.

Sieć zalega z wypłatami dla pracowników, na niebagatelną sumę 2,2 miliona funtów.

Niestety i tu można się spierać. W tamtym czasie sieć restauracji Jamiego zderzyła się z falą złych opinii – i to opinii osób ważnych. Marina O’Loughlin, wpływowa krytyczka kulinarna, w 2018 roku w sposób bezpardonowy skrytykowała – dosłownie zjechała – restauracje Jamiego. Po wizycie w jednej z nich odniosła się do serwowanych dań, używając dosadnych słów: „słone bagno sosu”, „danie brązowe i zakurzone gałką muszkatołową”, „wióry bez smaku”. Poszło w świat.

Co będzie z Jamiem dalej? Nie wiadomo. Już na początku 2018 roku sieć była poważnie zadłużona, włącznie z wypłatami dla pracowników, na niebagatelną sumę 2,2 miliona funtów. Problemy finansowe wynikały także z zaległości w podatkach, opłacaniu dostawców, rozliczeniach z właścicielami wynajmowanych lokali, a nawet spłacaniu kredytów bankowych. 

Czy restauracje Jamiego przetrwają? Nie wiadomo. KPMG niestety odmawia komentarza.

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk