Kukbuk
Kukbuk
Tancerka i nauczycielka gagi - Natalia Iwaniec siedząca na skrzyni. (fot)

Gaga w operze

Z Natalią Iwaniec spotykamy się w Krakowie. Tancerka i nauczycielka gagi, na co dzień mieszkająca w Londynie, od kilku tygodni prowadzi pod Wawelem próby do spektaklu. Sprawdzamy, nad czym tu pracuje i kiedy będzie można zobaczyć efekty.

Specjalista w zakresie kuchni śródziemnomorskich, dziennikarz kulinarny, podróżnik, fotograf, autor sześciu bestsellerowych książek kulinarnych. Gotuje i karmi, prowadzi warsztaty kulinarne oraz organizuje wyjątkowe kolacje degustacyjne.

Tekst: Bartek Kieżun

Zdjęcia: Michał Lichtański

Ten artykuł przeczytasz w mniej niż 11 minut!

Łapiemy cię w przerwie prób. Opowiesz, do czego się przygotowujesz?


Do opery. Wspólnie z Capellą Cracoviensis wystawimy „Dydonę i Eneasza”. Jesteśmy po kilku tygodniach prób. W lipcu pracowaliśmy w dwóch turach, a teraz, w sierpniu, odbędzie się trzecia, która zakończy się premierą 21 sierpnia w Łaźni Nowej. To moje pierwsze spotkanie z operą na gruncie zawodowym, więc poziom stresu jest u mnie bardzo wysoki. Jestem jednak dobrej myśli, bo już po pierwszych próbach z członkami Capelli wiedziałam, że będzie nam się świetnie pracować. Czułam, że będzie to wyzwanie, ale owocne dla wszystkich. Na początku zrobiłam dla nich parę spotkań, byśmy mogli się nawzajem poczuć. Poprowadziłam zajęcia z gagi i improwizacji i od razu zrozumiałam, że oni są fajni, że mają poczucie humoru, że są kreatywni w ruchu, bo w to, że pięknie grają i śpiewają, nie wątpiłam.

Opera to dla ciebie duże wyzwanie?


To jest ogromne wyzwanie. Głównie z tego powodu, że „Dydona i Eneasz” to będzie spektakl w mojej reżyserii i choreografii. Nie zajmuję się w tym przypadku wyłącznie opracowaniem ruchu scenicznego.

Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)
Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)
Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)
Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)

Do barokowej opery dodajesz gagę, ruch, język, który, jak sama mówisz, jest szukaniem w tańcu własnego ciała i jego świadomości. Co ten dodatek oznacza?


Zanim zostałam certyfikowaną nauczycielką gagi, robiłam wiele rzeczy. Pracowałam z ciałem, z ruchem, skończyłam krakowską teatrologię, więc doświadczenie miałam spore. Wiele rzeczy składa się na to, jak myślę o spektaklu. Kiedy zaczęliśmy próby, wrzuciłam zespół w mój system choreograficzny. Dałam im przestrzeń do improwizacji, ale jednocześnie weszliśmy w moduł gaga people, bo gaga została ujęta w dwa moduły. Jeden dla profesjonalnych tancerzy i drugi dla osób niezajmujących się tańcem zawodowo. Kiedy pracujemy razem, po prostu daję zadania do wykonania, mówię na przykład członkom Capelli, że mają w rękach linę, którą zwijają i prostują, że lina się zmienia, że jest elastyczna. Nie sugeruję, jak mają to zrobić, tylko podsuwam obraz, który w tym przypadku jest związany z treścią opery. Istnieją więc wyraźne połączenia. W trakcie godzinnej sesji nie ma gotowej choreografii, ale spektakl, który powstanie, nie będzie improwizacją.

Sama praca jest improwizacją…


Dokładnie, ale później, finalnie, wszystkie elementy będą nazwane. Kiedy po sesji gagi zaczynamy myśleć nad ostatecznym kształtem choreografii, przywołuję obrazy z zajęć, tę linę, i wiążę je z określonym momentem w muzyce czy libretcie. Pracując nad sekwencjami do „Dydony i Eneasza”, przypominałam sobie detale architektury barokowej. Myślałam o Sycylii, jej pałacach, kościołach, które powstały w baroku, i starałam się przełożyć to na język ruchu. Dla mnie ta praca to też olbrzymia frajda.

Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)

Gaga to trening fizyczny, który ma rozwijać kreatywność i ciało. Podczas ćwiczeń pewne rzeczy się uwalniają i ludzie czują się po prostu dobrze.

Inaczej pracuje się z polską ekipą? Pytam, bo wiem, że dużo pracujesz poza granicami Polski. Czy język gagi jest na tyle uniwersalny, że działa pod każdą szerokością geograficzną?


Różnice kulturowe na zajęciach widać zawsze, ale w Polsce pracuje mi się bardzo dobrze. Różnice – wszędzie, nie tylko tu, w Krakowie – widzę na dwóch poziomach. Pierwszy to komunikacja. Mam świadomość, że gagi uczyłam się po angielsku i pewne rzeczy łatwiej, jako nauczycielce, przychodzą mi w tym języku. Pewne sytuacje mogą się wydarzyć tylko w Polsce i tylko w języku polskim, bo to w nim jestem w stanie wyrazić się najlepiej, najpełniej. I to nawet wtedy, gdy wygodniej jest coś powiedzieć po angielsku. Druga rzecz to temperament. Bardzo lubię pracować we Włoszech. Tam ogień jest od razu, Włosi wchodzą w ruch jak w masło. W Anglii wyczuwam sporą rezerwę. Podchodzę jednak do tych różnic po swojemu, tłumaczę, że sala, w której ćwiczymy gagę, to nie miejsce na kompleksy. To wam tu niepotrzebne – mówię uczestnikom. Mamy godzinę, szkoda czasu na kompleksy czy ukrywanie się. Jestem bardzo bezpośrednia. Nauczyłam się tego. Miałam szczęście, że uczyłam się gagi w Izraelu, w Tel Awiwie, miejscu, gdzie ludzie żyją na 100%. To być może efekt napiętej sytuacji politycznej, doświadczeń…

Gaga nie mogła się narodzić nigdzie indziej?


Myślę, że nie. Nie bez powodu gaga narodziła się w Izraelu, nie bez powodu tylu dobrych tancerzy jest stamtąd. Mieszkańcy tego kraju są świetnie rozwinięci fizycznie, dużo tańczą, także w szkole. Pracują z rytmiką. Odebrałam tam świetną naukę. Działamy i pracujemy na 100%, ale też najnormalniej w świecie cieszymy się życiem. I dlatego uciekam od określania gagi mianem filozofii. To trening fizyczny, który ma rozwijać kreatywność i ciało. Podczas ćwiczeń pewne rzeczy się uwalniają i ludzie czują się po prostu dobrze. Zawsze jednak powtarzam uczniom, że jeśli czują się świetnie, to doskonale, ale ja nie jestem psycholożką, nie jestem terapeutką i nie rozwiążę ich problemów.

Ujęcie z prób prowadzonych przez Natalię Iwańską na scenie teatru. (fot. Michał Lichtański)

Wróćmy do opery. To, co robisz, czyli wykorzystanie gagi do tworzenia spektaklu operowego, to pierwsza taka sytuacja na świecie?


To dobre pytanie. Nie kojarzę podobnych spektakli operowych. Hm, chyba poczułam jeszcze większą presję…

A w teatrze?


W teatrze takie rzeczy miały miejsce, ale raczej nie w pracy z aktorami. Gaga to język stworzony dla tancerzy. Choć w ubiegłym roku w Teatrze Horzycy w Toruniu, na otwarcie festiwalu Kontakt, przygotowałam spektakl, który oparłam mocno na gadze. Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Była nawet owacja na stojąco.

Jesteś nauczycielką gagi, pracujesz w teatrze i operze zgodnie z tym systemem. Zdradź mi na koniec, co cię w tym systemie tak porwało?


Tańczyłam od trzeciej klasy podstawówki, cały czas się ruszałam. Z gagą było jak z miłością. Weszłam w to, bo po prostu nie można było inaczej. Pamiętam swoje pierwsze warsztaty gagi w Starym Browarze w Poznaniu z nauczycielem z Izraela. To, co mnie uwiodło, to kombinacja wolności, którą ma się na zajęciach, z bardzo klarownymi zasadami. Podoba mi się brak luster, to, że nauczyciel nie ocenia ucznia, że ten sam siebie nie ocenia, bo się nie widzi. A także to, że nauczyciel też jest uczniem, musi pracować z grupą nieustannie, obserwować, wyciągać wnioski. To jest wyjątkowe. Gaga jest dla mnie jak powrót do domu, czuję, że ten język tak dużo mi daje, jako osobie, jako tancerce, jako choreografce, że nie wyobrażam sobie, bym mogła to rzucić.

 

Zdjęcia z prób zostały wykonane w przestrzeni Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie

Chcemy wiedzieć co lubisz

Wiesz, że im więcej lajkujesz, tym fajniejsze treści ci serwujemy?

W zawsze głodnym KUKBUK-u mamy niepohamowany apetyt na życie. Codziennie mieszamy w redakcyjnych garnkach. Kroimy teksty, sklejamy apetyczne wątki. Zanurzamy się w kulturze i smakujemy codzienność. Przysiądźcie się do wspólnego stołu i poczujcie, że w kolektywie siła!

Koszyk